Rotorua

Sny torturują nas emocjami, nie możemy zwlec się z łóżka. Dawne i teraźniejsze wrażenia wibrują. Robimy pyszne śniadanko i ruszamy dalej do maoryskiej wioski w Rotorua. Uderza nas zapach siarki, który – unosząc się –  leniwie łaskocze w nozdrza.

Oglądamy występ taneczny grupy Maorysów ubranych w tradycyjne stroje. To taniec Kata, którego uczestnikami są głównie mężczyźni, a kobiety z zaangażowaniem zawodzą w tle. Silnie umięśnione męskie ciała ozdabiają tatuaże, sylwetki osadzone na nisko ugiętych nogach. Uderzenia, klaski, okrzyki, białka oczu wyzierają groźnie z rozszerzonych powiek, długie języki prowokują zadziornie. Do dziś taniec wykonywany jest na ważnych wydarzeniach. Żaden mecz uwielbianej reprezentacji rugby nie może się bez niego obejść. Bożyszcze tłumów, nowozelandzka kadra, przed każdym meczem pragnąca zastraszyć przeciwników, z ogromnym zaangażowaniem wykonuje rytuał. Kipiąca energia. Żartujemy z Siostrzycą, że to jest to, co chłopaki powinny przed nami tańczyć przed upojną nocą. Męskie, silne, dostojne…

Spacerujemy między bulgotami bagien, smrodem siarki i gorącem wody wydobywającej się z serca planety. Tutaj jemy smaczny posiłek gotowany na parze wnętrzności Ziemi. Odpoczynek, ale tylko przez chwilkę, bo zaraz jedziemy do Redwoods.

Linowe kładki w czarownym lesie ogromnych paproci i władczych sekwoi. Maleńcy  milczymy, kontemplując. Tylko zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia….żeby uchwycić, zachować, zabrać dla siebie i innych, z nich czerpać energię.

Wieczór spędzamy w gorących źródłach pobliskiego basenu, potem nakładamy na twarz nawilżające błota Rotorua:  twarze pokryte pękającą szarością, jęzory na wierzchu, ale radocha. Haka! Daleko nam do ponętnych, chłopaki z przerażeniem obserwują nasze poczynania kosmetyczne. Nie chcą tańczyć haki, rozmowy sączą się do późnej nocy.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Koszyk
Scroll to Top