Długa podróż. Droga z Singapuru do Aucland w Nowej Zelandii trwa tyle co z Polski do Singapuru… Jesteśmy na miejscu. Wyśniona Zelandia wita nas kapryśną pogodą. Kraj Długiej Białej Chmury Aotearoa – magiczna kraina Maorysów. Pierwsze, co zwraca naszą uwagę, kiedy opuszczamy miasto, to wszędobylska zieleń, nasycona, bogata intensywnym walorem, obfitująca w różnorodność form i kształtów.
Autostrada. Mijamy ciężarówkę z ogromnym napisem YOU CAN BE HERE!
Waitimoto. Tam właśnie zmierzamy. Postój, kawka wśród zielonych wzgórz, przed nami jaskinie świecących robaczków. Powoli zanurzamy się w ciszę skał. Skapująca przez tysiąclecia woda stworzyła cudowne zwisy i naczepy. Centymetr przez sto lat. Jakąż mozolną pracę musi wykonać przyroda, by stworzyć cuda tego świata… Faktury, struktury, świadectwo upływającego czasu. Pogłosy, szumy rozmów, doskonała akustyka. Kobieta śpiewa rzewną pieśń, która wypełnia zakamarki skał i naszych dusz.
Małymi kroczkami schodzimy w dół do czeluści. Ciemność, do której przywykły skały otacza nas mocnym ramieniem chłodu. Płyniemy łódką w ciemności. Cisza. Na suficie pojawiają się jaśniejące galaktyki owadzich istnień. Żarłoczne larwy sączą ślinę, mamiąc naiwne ćmy i komary poszukujące światła. My – zauroczeni – obserwujemy koronki blasków jaśniejące blado błękitnym światłem ze ścian.
Westchnienie zachwytu.